Podziel się z innymi
Udostępnij nasze treści na swoich profilach
Koronawirus zabija biznes i życie codzienne. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzisiaj już wiemy, że ucierpieli wszyscy. Przedsiębiorcy, pracownicy, uczniowie, osoby starsze. Pandemia zweryfikowała plany każdego z nas. Zamknięto zakłady pracy, biura, salony fryzjerskie i kosmetyczne. Nie latają samoloty, odwołano wycieczki turystyczne.
Pandemia obnażyła wszystkie słabości globalnej gospodarki. Pozrywała, wydawało by się nierozerwalne łańcuchy dostaw i produkcji. Prowadzi do bankructwa tysiące firm na świecie, utraty pracy wielu milionom ludzi. Co wpędza świat w największą recesją gospodarczą od ponad 100 lat.
Pozwólmy przemówić faktom i liczbom. Aż 93 proc. przedsiębiorców zgodziło się ze stwierdzeniem, że pandemia spowodowała spadek ich przychodów. Przy czym 30 proc. z nich straciła od 26 do 50 proc. przychodów. Natomiast stratę od 51 do 75 proc. zanotowało niemal 25 proc. ankietowanych firm.
Takiej skali spadków nie notowano nawet przed i w trakcie ostatniego globalnego kryzysu gospodarczego. Szybkich i dobrych spotkań sprzedażowych brakuje jak nigdy wcześniej. Takie dane płyną z przeprowadzonej wśród przedsiębiorców ankiety zrzeszonych w organizacji Pracodawcy PR.
W tym kontekście szczególnie niepokojący jest fakt, że większość z tym podmiotów to firmy należące do sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Najbardziej newralgicznych dla polskiej gospodarki, podatnych na wszelkiego rodzaju kryzysy.
Nie inaczej jest na świecie. Wedle szacunków międzynarodowej wywiadowni gospodarczej Dun & Bradstreet, firmy specjalizującej się w zbieraniu i analizie danych, której przedstawicielstwem w Polsce jest Bisnode, wstrzymanie lub ograniczenie produkcji z racji COVID-19 w zakładach, może dotknąć w sposób bezpośredni nawet 5 mln firm na całym świecie, w tym niemal wszystkie z listy Fortune 1000, czyli największych amerykańskich korporacji.
Podróże służbowe zostały zabronione, co uderza przede wszystkim w linie lotnicze. Popyt na transport lotniczy właściwie nie istnieje. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych IATA oszacowało, w połowie marca br. że z powodu panującej pandemii w tym roku, na świecie linie lotnicze stracą nawet 113 mld dolarów przychodów.
W kilkanaście godzin później dane te zostały odwołane, a Zrzeszenie korygując dane przyznało, że uprzednio podawane dane są nieaktualne i stanowczo zaniżone. Wpływ na to miało zamknięcie kolejnych portów i krajów. W tym także na najbardziej dochodowych rynkach na świecie w USA, Chinach i Indiach.
Zamykanie granic, rezygnacje z podróży i odwoływanie połączeń sprawiły, że z dnia na dzień ruch lotniczy w Europie spadł o 30 proc., a na lotniskach w Polsce o ponad 80 proc. Linie lotnicze zawieszają większość ze swoich połączeń, zapowiadając tysiące zwolnień pracowników. W konsekwencji większość pracowników została w domu.
W Polsce z przeprowadzonych badań wynika, że aż 88 proc. organizacji zapewnia swoim pracownikom możliwość pracy w domu, a 34 proc. z nich oferuje pracę zdalną w pełnym wymiarze godzin. To sprawa, że organizowanie lokalnych jak i krajowych targów i konferencji przestaje mieć rację bytu. Przez co wiele firm pozbawionych jest możliwości osobistego spotkania i nawiązywania nowych kontaktów handlowych.
Rynek motoryzacji jako jeden z pierwszych sygnalizował nadciagającą katastrofę. Powodem było wstrzymanie ciągłości dostaw części z Chin. Stanęły fabryki, które dotąd wydawały się nie do zatrzymania. Nie tylko te w Azji, także w Ameryce i Europie. Wszystkie fabryki, które przerwały produkcję aut, czy to w Korei, Indiach, Malezji, Meksyku, USA, w Niemczech, Hiszpanii czy Włoszech nie dysponowały wystarczająca ilością części niezbędnych do utrzymania linii produkcyjnych.
Przemysł motoryzacyjny stanowi modelowy przykład konsolidacji największych producentów części zamiennych i półfabrykatów w jednym tylko kraju. W tym kontekście nie może dziwić fakt, że to właśnie przemysł motoryzacyjny na globalną skalę zaczął jako pierwszy odczuwać katastrofalne skutki koncentracji produkcji w Chinach. Co przekłada się na produkcję i samą sprzedaż aut. A ta spada w zawrotnym tempie.
Jak wynika z danych opublikowanych przez Samar, przez pierwsze dwa tygodnie kwietnia 2020 roku w Polsce zarejestrowano nieco ponad 5,5 tys. nowych samochodów osobowych. To oznacza aż 65 proc. spadek w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego. Nie lepiej jest w segmencie aut dostawczych. Gdzie odnotowano spadek o blisko 54 proc. rejestrując zaledwie 847 pojazdów.
Liczba dziennych rejestracji aut spadła do poziomu tysiąca i wiele wskazuje na to, że podobną sytuacje będziemy obserwowali przez kolejne miesiące. Mało tego wszystko wskazuje na to, że te dzisiaj rejestrowane pojazdy było zamówione w pierwszych miesiącach roku. W okresie przed wprowadzeniem restrykcji. Podobną sytuację obserwujemy w niemal wszystkich krajach na świecie. Nowych nabywców w salonach, skądinąd zamkniętych głucho na klucz nie widać. Kryzys dotknął bez wyjątku wszystkie marki.
Jeśli przyjąć, że branża motoryzacyjna jako pierwsza została dotknięta kryzysem pandemii COVID-19 to bez dwóch zdań turystyka należy do najbardziej dotkniętych.
Wedle ostrożnych szacunków pracę do końca pierwszego półrocza, w polskim sektorze turystycznym może stracić nawet 600 tys. osób, co daje blisko połowę wszystkich zatrudnionych. Pozostałą część dotkną znaczne obniżki w wynagrodzeniu. Jeśli dodamy do tego kłopoty w branży HoReCa to rysuje się nam stan agonalny. Tym bardziej, że dzisiaj większość firm z branży pozbawiona jest jakichkolwiek przychodów.
Co gorsza, kłopoty turystyki mogą przełożyć się w najbliższej przyszłości na problem nas wszystkich. Wedle szacunków Polskiej Organizacji Turystycznej turystyka odpowiada za około 6 proc. polskiego PKB. Problem branży to wypadkowa wielu składowych, na które składają się zamknięte hotele, pensjonaty, wynajem krótko i długoterminowy. Wstrzymany międzynarodowy ruch lotniczy, zamknięte granice niemal wszystkich krajów i liczbę ograniczenia ilościowe i jakościowe w transporcie pasażerskim. Bez wyjątku. Kołowym, morskim, lotniczym, kolejowym.
Obroty firm zaczęły spadać już w lutym, w marcu można było mówić i istotnym spowolnieniu. W kwietniu rynek stanął zupełnie. Mówimy tutaj o sytuacji, gdzie w biurach podróży w 100 proc. spadła liczba zamówień. Do tego należy dodać zwroty zaliczek z tytułu odwołanych wcześniej wyjazdów na sezon wakacyjny i letni.
To sprawa, że rynek przewozów autokarowych właściwie przestał na dzień dzisiejszy istnieć. Zwolnienia sięgają blisko 70 proc. Wiele firm sygnalizuje brak jakichkolwiek zamówień do końca września.
Brak zamówień na koniec trzeciego kwartału odczuwalny jest również w sektorze organizacji spotkań i eventów biznesowych. Zakaz zgromadzeń a także polityka korporacji i instytucji publicznych nakazująca pracę z domu skutecznie zabiła ruch w branży.
Nie pomaga perspektywa przełożenia największych imprez na jesień przyszłego roku. W związku z zaistniała sytuacją wypowiedzenia otrzymało od 60 do 70 proc. pracowników w branży. Wedle ostrożnych szacunków samych firm, będą mogły w oparciu o własne środki funkcjonować do końca maja, może czerwca br.
Żadnych przychodów nie odnotowują również firmy organizujące targi. Zarówno te lokalne, jak i międzynarodowe. Również one utraciły z dnia na dzień, bez możliwości przygotowania się na kryzys równo 100 proc. przychodów. Masowo traci także branża rozrywkowa. Zamknięte kina i teatry. Odwołane koncerty i przedstawienia.
Musimy się liczyć z tym, że w którymś momencie w roku dojdzie do prawdziwego krachu finansowego, załamania takiego jakie mogliśmy obserwować dekadę temu. Teraz podobnie jak w 2008 roku istnieje realna groźba tego, że spadnie na nas konsekwencja globalnego spowolnienia i niepewności. Co może przełożyć się na znaczny wzrost upadłości i bankructw, brak stabilności kursu złotego względem dolara, euro i szwajcarskiego franka.